23 lutego obchodzimy Światowy Dzień Walki z Depresją. Ta choroba cywilizacyjna jest chorobą śmiertelną, ponieważ nieleczona lub niezdiagnozowana może prowadzić do samobójstwa. Zdaniem Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) do roku 2030 będzie ona najczęściej występującą chorobą na świecie. Celem ustanowionego w 2001 roku Ogólnopolskiego dnia Walki z Depresją jest poszerzanie wiedzy na jej temat oraz próba przekonania osób chorych, aby skorzystały z pomocy medycznej.
W tym roku VII LO im. M. Kopernika zorganizowało szkolny konkurs literacki, zatytułowany „Depresja ma wiele twarzy”. Celem konkursu było rozwijanie wiedzy o depresji oraz o jej właściwym postrzeganiu. Praca konkursowa miała mieć charakter literacki (wiersz, opowiadanie lub esej). Jury konkursowe w składzie: p. prof. Agnieszka Wrońska – Radosz, p. prof. Sylwia Płaczek oraz p. prof. Katarzyna Wilk wyłoniły trzy prace, które zostały nagrodzone: miejsce I – Maja Flis z klasy 2h, miejsce II – Daria Rozpądek z klasy 3b, miejsce III – Emilia Musiał z klasy 2h. Dziękujemy wszystkim za udział w konkursie oraz bardzo przejmujące i pełne emocji utwory, które zrobiły ogromne wrażenie na jury. Oto praca, która zajęła I miejsce w konkursie:
MAJA FLIS
Plama czerwieni
Dzieciństwo miało smak śniegu,
który topniał zbyt szybko,
zanim zdążyłam się nim nacieszyć.
Dom pachniał drewnem,
ale ciepło było tylko wspomnieniem,
które nigdy nie należało do mnie.
Zza ścian sączyło się milczenie,
ciężkie jak grudniowe niebo.
Matka płakała cicho,
łzy rzeźbiły jej twarz jak woda zimny kamień.
Ojciec patrzył przez ściany,
jakby po drugiej stronie było coś więcej.
A ja milczałam.
Byłam cieniem,
niewidzialnym odciskiem stóp na śniegu,
który znika, zanim ktokolwiek go dostrzeże.
Nie wiedziałam jeszcze,
że niektórzy rodzą się z kamieniem na piersi,
tak ciężkim, że powoli zgniata ich od środka.
Że można tonąć,
nawet gdy nikt nie widzi wody.
Potem przyszła noc.
Zbyt długa, by pamiętać, jak wygląda światło.
Zbyt gęsta, by oddychać.
Próbowałam ją uciszyć.
Paznokciami, ostrzem,
wszystkim, co mogło wyryć w skórze
słowa, których nikt nie chciał usłyszeć.
Nie raniłam się.
Ja pisałam.
Wiersze kreślone krwią,
wiadomości, których nikt nie odczytał.
Każda rana była zdaniem,
każda linia – szeptem,
każda blizna – dowodem,
że choć przez chwilę istniałam.
Ale ludzie nie patrzą.
Widzą tylko to, co nie boli ich własnych oczu.
„Przesadzasz.”
„Masz wszystko, czego potrzeba do szczęścia.”
„Po prostu się uśmiechnij.”
A ja się uśmiechałam,
bo nikt nie widzi pęknięć.
Dopóki nie runie cały mur.
A teraz siedzę tutaj.
Światło lampy drży,
jakby i ono nie było pewne,
czy powinno jeszcze istnieć.
W powietrzu unosi się zapach metalu,
ciężki, znajomy.
Zegarek na ścianie tyka,
jakby odliczał ostatnie sekundy.
Dziś w końcu będzie cicho.
Dziś w końcu przestanę czuć.
Nie zostawię listu.
Nie będzie wielkiego finału.
Tylko plama czerwieni na prześcieradle.
Tylko oddech, który nie nadejdzie.
A rano świat nawet się nie zatrzyma.
Ktoś wstanie, zaparzy kawę,
przeklnie zbyt zimne powietrze.
Nikt nie zauważy,
że mnie już nie ma.
Autorką newsa jest Pani Katarzyna Wilk